poniedziałek, 20 lutego 2017

8 typów graczy, które spotkasz przy stole

Ile głów, tyle pomysłów- jak mówi przysłowie i chociaż oczywiście powtarzamy zdanie "każdy jest wyjątkowy" jak mantrę to trzeba przyznać, że każdego mniej, lub bardziej trafnie można podpiąć pod jakąś charakterystyczną grupę. Nie ma w tym nic złego! Ja sama spotykając gracza z mojej " kategorii" przy stole dziękuję planszówkowym bóstwom za ten dar!

1. Myśliciel- to człowiek, który każdy ruch musi dokładnie przeanalizować (albo i nie) czym potrafi wydłużyć grę przewidzianą na 30 min o 300%.

2. I have no idea what I'm doing - osoba uproszona, żeby zasiąść do stołu, która na codzień nie obraca się w planszowym środowisku i pamięta tylko jak w zamierzchłych czasach rzucała kością w Monopoly lub biedniejszej wersji - Eurobiznesie. Ciężko jej się oswoić z myślą, że planszówka nie musi polegać na skupowaniu nieruchomości przez co, przez sporą część rozgrywki wykonuje ruchy na "chybił trafił" jednak kiedy załapie najczęściej kończy się stwierdzeniem "Ej, to jest nawet fajne!"

3. I have no idea what I'm doing (wersja "what ever")- ten gracz nawet nie próbuje udawać, że rozgrywka sprawia mu jakąkolwiek przyjemność. Grymasi, wierci się i generalnie psuje wszystkim zabawę. Unikać!

4. Flash- zupełne przeciwieństwo Myśliciela. Planuje i wykonuje ruchy tak szybko, że nie zdążycie nawet mrugnąć. Przez swoją ponadprzeciętną prędkość Flash nie ma nawet za bardzo okazji nacieszyć się grą. Ona tak jak życie, przelatuje mu przez palce.

5. Flash na diecie- jeszcze bardziej wkurzająca forma Flasha, który na wszystkich wolniejszych graczy szczeka zupełnie jak głody pies szczuty krakowską. ( To ja!)



6. Pangloss- taki gracz zupełnie jak bohater powiastki Woltera "Kandyd" wyznaje filozofię, że "wszystko jest najlepsze na najlepszym z możliwych światów". Ten ktoś pogodził się, z tym, że przegrywa ale przyjmuje to z optymizmem i uśmiechem na ustach. Dla niego najważniejsza jest przyjemność płynąca z samej gry.

7. Cichacz- potrafi przesiedzieć całą rozgrywkę nie pisnąwszy ani słowa by na końcu w wielkim stylu rozwalić towarzystwo, czyli pokonać uzyskując miażdżącą przewagę.


8. Serce na dłoni- mózg w przestrzeni. Skupia się na miliardzie niepotrzebnych czynności, innych niż gra. Zawsze jest jakiś napój do wypicia, jakieś klucze nie schowane do kurtki, jakiś samochód do przeparkowania, jakiś znajomy, z którym nie rozmawiało się już rok i warto teraz do niego zadzwonić .

Powyżej opisane typy wywodzą się z moich obserwacji i oczywiście często zdarzają się ich miksy.
Jakim graczem jesteś ty? Któryś z wymienionych opisów pasuje do Twojego stylu? A może reprezentujesz zupełnie inną szkołę? Daj znać w komentarzu :D

piątek, 3 lutego 2017

Gra, która zmusiła mnie do wizyty u gastroenterologa- Catan

Po zakończeniu którejś już tam partii Catanu powiedziałam dziś ENOUGH!
Zastanawiałam się, czy wypada mi tak napisać o grze, która jest klasykiem. I stwierdzam, że wypada, ponieważ recenzje z założenia są subiektywne.


Catan to prosta gra modułowa, której mechanika opiera się głównie na rzucie kośćmi i handlu z innymi graczami. W swoim ruchu na początku rzucamy kośćmi, które warunkują dochód surowców niezbędnych do budowy osad, miast, dróg z których zbieramy punkty. Brzmi niewinnie?

Gra policzkuje nas raz po raz, kiedy na kościach wypada nie to co potrzeba, już piętnasty raz z rzędu, a ty siedzisz z jedną czy dwiema kartami więc de facto nawet nie masz czym handlować. Czekasz i czekasz aż wreszcie będziesz mógł coś pograć, a z każdym rzutem poziom żółci podnosi się coraz wyżej.

Siedzisz z tymi dwiema kartami, a tu ktoś zagrywa rycerza i kopie leżącego zabierając ci jeden z tych surowców co to tak pieczołowicie grzejesz w palcach od 40 min. Czujesz bolesne skurcze żołądka bo, cholera, nie możesz nic poradzić na to, że Zenek właśnie Cię oskubał.
A jak ci się uda coś uciułać to ktoś wyrzuci na kościach 7. Masz na ręce 8 kart? Oh, jaka szkoda że musisz odrzucić połowę z nich i nici z twojego planu na tę rundę... Poziom żółci podnosi się coraz bardziej.

-"Tak! Wreszcie udało mi się uzbierać wystarczająco dużo kamienia, żeby zbudować miasto. Może się odkuje na podwójnym dochodzie  z niego."
-Heeeej Pro, zagrywam monopol...Masz jakieś kamienie?
* patrzę z niedowierzaniem i przełykam ślinę co by mi się ta moja żółć nie ulała*

-Chciałby ktoś dostać ode mnie drewno za kamień?
-*chóralne burknięcie* Nie
-Dwa drewna? Albo cegła i drewno?
-Nie
-A za cokolwiek?
-Nie

I możnaby tak wymieniać i wymieniać...
Catan w moim odczuciu to nic innego jak negatywna interakcja i zupełna losowość, której nie jestem w stanie znieść a nazwanie tej gry strategiczną to gruba przesada. Bardziej powiedziałabym, że to losowa planszówka inspirowana strategią.

Podsumowując- po rozegraniu kilku partii mój układ trawienny jest mocno nadwyrężony, a w oku pękła żyłka z frustracji. Nie polecam, bo wydanie 100 zł po to, żeby się po wkurzać mija się z celem. Chętnie kogoś  po denerwuję za pół tej ceny :)